wtorek, 30 grudnia 2014

Nadchodzi nowe. Życzenia Noworoczne.

Święta, święta i po świętach. A tu znowu szykowanie pyszności na sylwestrową imprezkę. Z badań wynika, że większość z nas spędzi go w domu, z rodziną, z przyjaciółmi.

Mam wewnętrzną potrzebę życzyć wszystkim pokoju, wszystkim na Ziemi.

Wszelkiego dostatku i szczęścia...

                                                                                                            Na szczęście                      fot. Joanna Lisiecka



kolorowych dni, tych z uśmiechem, ciepłym wiatrem na policzku, kwiatami wokół...


                                                                                                                                                            fot. Joanna Lisiecka


wielu życzliwych ludzi, dużo beztroskich chwil, w których nie ma miejsca na smuteczki, i pięknych, egzotycznych wakacji...


                                                                                                                                                  fot. Joanna Lisiecka
Niech Wam się wiedzie KOCHANI. Szczęśliwego Nowego Roku.

wtorek, 23 grudnia 2014

Wigilia, urodziny Boga...

"I drzewa mają swą wigilię...
W najkrótszy dzień
Bożego roku,
Gdy błękitnieje śnieg o zmroku (...)

Las niemy jest jak tajemnica,
Milczący jak oczekiwanie(..)."


Wyrwałam z Leopolda Staffa te strofy, które w duszę mi wchodzą.
Jeszcze zapach świątecznych potraw się nie ulotnił, a w dźwiękach Barbera zanurzam się, by napisać do Was, donikąd, do nich...

Zimowy pejzaż jako moja widokówka świąteczna dla Was                                                     fot. Joanna Lisiecka


Wszelkie rytuały, jakie wiążą się z tymi Świętami, otwierają mi szufladkę z refleksjami.
I tak sobie z wdzięcznością myślę o ludziach, którzy byli i są w moim życiu.
O tych, których spotkałam przypadkowo i na chwilę,
o tych, którzy są ze mną od lat,
o tych, którzy odeszli do krainy jeszcze mi nie znanej...
o tych, z którymi się kłóciłam i tych, których kocham.

Wszyscy jesteście ważni i wszystkim Wam chcę powiedzieć :dziękuję.
I oczywiście życzyć takiej tylko pomyślności i szczęśliwości jakiej sobie  marzycie.

Wy w Koszalinie, Rzeczenicy, Gwieździnie, Zalesiu, Gockowie, Czarnym, Baborowie, Dobrzycy, USA, Irlandii, Szwajcarii, Norwegii, Karkonoszach, w Polsce ...




Trochę zimowych klimatów ...   zdjęcie Joanna Lisiecka



Czy jest drzewo, które może pamiętać bohatera tych świąt? Jest.
To sosna, pięcioigielna, w Kalifornii. Powiadają, że może żyć 2.500 - 3.000 lat.
Pinus balfouriana może osiągać wysokość 22 metrów a jej poskręcane pnie są często tematem artystycznych wręcz fotek.

Niech moc będzie z Wami!

czwartek, 18 grudnia 2014

Senny, jesienny wieczór.

 Już grudzień. Wszelkie prace w ogrodzie zakończone, przyroda układa się do snu. Kołysankę nuci coraz silniejszy wiatr. Można bezkarnie przesiadywać godzinami w świecie literackich fikcji albo oddawać się twórczym pasjom. Za oknem świat ściśnięty mrozem, zastygły, bardzo spokojny.
Ostatnia wizyta w bibliotece po raz kolejny potwierdziła moje podejrzenie, że to nie ja wybieram książki, ale to one wybierają mnie. Jak u Carlosa Ruiza  Zafona w "Cieniu wiatru"....  Dopiero co przeglądałam Fiedlera "I znowu kusząca Kanada", która sama mi wlazła w ręce przy sobotnich porządkach a tu z półki bibliotecznej "spojrzała" na mnie "Kochanka lasu" Susan Vreeland.

 Książka jest fabularyzowaną biografią kanadyjskiej malarki Emily Carr (1871-1945). Artystka przeszła przez życie zafascynowana totemami indiańskimi a później drzewami wciąż malując, malując, malując. Nie założyła rodziny, co na owe czasy było ewenementem, bo kobieta bez męża właściwie była niczym. Ważny był jej świat tworzenia, jej wędrówki w poszukiwaniu ginących już totemów lub nowych kierunków w malarstwie.
Uderzyła mnie siła pasji Emily. Dziś nie jest trudno tak żyć, to wręcz powszechne, ale wtedy? No i te drzewa, które namalowała z niespotykaną energią. Tak można namalować, gdy się bardzo kocha przedstawiany obiekt i dodatkowo posiada biegle opanowany warsztat.


Emily Carr "Spiralling Tree" 1932-33


Taka bliska staje mi się bohaterka gdy czytam fragment:

"Gdy w dzieciństwie coś ją dręczyło, zabierała swój ból na zewnątrz, kładła się z twarzą przyciśniętą do zielonego, chłodnego policzka ziemi, wąchała jej świeży zapach i starała się poczuć bicie ukrytego serca."

Zielony, chłodny policzek ziemi... przepiękne określenie.


  Inna książka: " Sama na drodze" Le Tan Sitek, wietnamskiej pani architekt, której losy splotły się z Polską, przynosi mi ciekawą wiedzę. Otóż nie wiedziałam, że jednym z najpiękniejszych drzew świata jest tzw. płomień Afryki, po polsku wianowłostka królewska (Delonix regia).

zdjęcie pochodzi z www.zimbabweflora.co.
Co ciekawe, prawie każda florystka zna strąk tego drzewa, bo często w bukieciarstwie jest używany.

strąki wianowłostki
Gdy nieco poczytałam o tym egzotycznym drzewie, to nie dziwię się, że zasłużyło sobie na miano jednego z najpiękniejszych na świecie. W naszym klimacie nie mamy drzew, które posiadają tak wielkie kwiaty (15 cm śr.). Czasami zapominamy, że je posiadają. Nawet teraz mam przed oczami wyraz twarzy osoby, której mówię, że wiąz "Camperdownii" ma ciekawe, dekoracyjne kwiaty.
Delonix regia to drzewo zagrożone wyginięciem. Dorasta do 9 m wysokości przy 18-sto metrowej rozpiętości korony. Kwitnie długo, bo od wiosny do lata kwiatami pomarańczowoczerwonymi. Pochodzi z Madagaskaru ale rozpowszechnione jest we wszystkich krajach z tropikalnym klimatem jako drzewo ozdobne.
Instrument muzyczny, tzw. marakasy jest wyrabiany na Karaibach właśnie z drewna tego drzewa.

Jak się człowiek tak napatrzy, naczyta, to później nie może uwolnić się od natrętnej myśli: o niebiosa, jakże chciałabym stanąć pod tym drzewem, zobaczyć je na własne oczy, sprawdzić czy te ogromne kwiaty pachną?

W tej samej książce znalazłam odpowiedź na nurtującą mnie zagadkę.
Otóż w innym miejscu i czasie, stanęłam pod egzotycznym drzewem i...nie wiedziałam jak się nazywa. A lubię wiedzieć. Chodziłam koło niego, pod nim, fotografowałam, zgadywałam...i nic. Oczywiście moja wiedza dotycząca egzotycznej flory jest znikoma i nie robiłam sobie wyrzutów. Postanowiłam, że po powrocie z wakacji znajdę potrzebne informacje. Jak to jednak w życiu bywa, postanowienie uleciało. Podczas czytania książki temat powrócił. Autorka opisuje, jak płynąc rzeką mija drzewa figowca bengalskiego.

Ficus benghalensis w parku w stolicy Korfu                               fot. Joanna Lisiecka


Najbardziej zaintrygowały mnie te zwisające twory.
Otóż drzewo to (Ficus benghalensis) zwane jest banianem i najbardziej kojarzone chyba z Indiami. Te zwisające twory to korzenie podporowe. Coś niesamowitego. Przyroda stworzyła  roślinę, która morze mieć  koronę  do kilkuset metrów rozpiętości. Wiadomo, że gałęzie mogłyby się wyłamywać. W związku z tym, razem z nowym konarem rośnie wypustka ale w kierunku przeciwnym, w stronę ziemi. Gdy jej dotknie a później się w niej zakorzeni, staje się dodatkowym pniem.
Najsłynniejszy, tzw. Wielki Banian, rośnie w Kalkucie i liczy sobie tych pni 2.880 sztuk!

Figowiec bengalski w stolicy Korfu                            fot. Joanna Lisiecka





I jak tu nie czytać książek.



"Kochanka lasu" Susan Vreeland  Muza SA W-wa 2006r.
"Sama na drodze" Le Tan Sitek Świat Książki W-wa 2011r.

czwartek, 20 listopada 2014

Zielony cud w mieście Czarne.

 Zieleniec o pow.100 metrów kwadratowych przed Urzędem Miasta i Gminy Czarne  (woj. pomorskie) obsadzony został w 6 godzin. Od pomysłu do realizacji upłynęło 6 dni, wliczając w to weekend. Koszt realizacji 4.900,00 zł.
Czy to możliwe?
Tak, to wydarzyło się na prawdę w kraju, gdzie takie inwestycje zaczynają się od kilkudziesięciu tysięcy złotych.
Od dawna twierdzę, że zieleń w przestrzeni publicznej można zrobić za niewielkie pieniądze, potrzebna tylko dobra wola samorządowców. Gdy zwrócono się do mnie o zaprojektowanie i poprowadzenie prac przy realizacji tego zieleńca za nieprzekraczalną kwotę 5 tysięcy, to...
No cóż, każdy kto pracuje w tym zielonym biznesie wie, jakie zadanie przede mną stanęło. Co ciekawe, nad całym pomysłem unosiła się chyba dobra aura, bo wszyscy zaangażowani w ten trochę szalony pomysł, zachowali wyjątkowy umiar w naliczaniu swoich marży. Łącznie ze mną. Chociaż dla mnie osobiście najważniejsza jest sama satysfakcja tworzenia nowych, zielonych przestrzeni.
Biorąc pod uwagę finanse jakie zostały przeznaczone na ten cel, efekt jest zadawalający.

Tak wyglądało przed nasadzeniami:





A tak po zakończeniu prac:




Przed Urzędem Miasta i Gminy Czarne             fot. Joanna Lisiecka


Rośliny są jeszcze młode, ale jak jałowiec płożący i irga zrobią "dywan" to kompozycja będzie bardzo efektowna i mało pracochłonna.

 Zieleniec powstał w pierwszej połowie listopada. Wiemy co to znaczy: wybory.
Tak, pojawiły się głosy i komentarze łączące tą nagłą estetyzację z wyborami samorządowymi. Czy są bezpodstawne? Myślę, że z pewnością nie pozbawione racji.
Czy tak małych, symbolicznych wręcz pieniędzy miasto nie mogło znaleźć wcześniej? Czy potrzebujemy aż wielkich uroczystości czy wyborów aby zagospodarować kawałek przestrzeni publicznej? To pytania na które ja nie będę szukała odpowiedzi. Dla mnie w dobie cywilizacyjnego zalewania betonem Ziemi, może najważniejsze jest to, że kolejnych kilkadziesiąt roślin dostało nowe życie.
Jedna myśl kołacze mi się po głowie. Wybory przeminą a rośliny zostaną. I to jest moja, osobista radość.

 Tegoroczne wybory samorządowe  ujawniły ciekawą tendencję w Polsce. Otóż Polacy, na podstawie licznych sondaży przedwyborczych, nie pragną nowych aren sportowych, filharmonii czy aquaparków. Opowiedzieli się za równymi chodnikami, łatwym dojazdem do obwodnic i autostrad, ścieżkami rowerowymi i większą ilością terenów zieleni.

Mam nadzieję, że ten mały przykład z miasta Czarne, przyczyni się do zmiany nastawienia do zieleni naszych nowo wybranych samorządowców.

niedziela, 16 listopada 2014

Prawo a rośliny na cmentarzu.

Co możemy posadzić na grobie, co nam wolno, co chcielibyśmy? To pytania, które zadaje sobie wielu z nas.
Moja koleżanka na długo przed dniem Wszystkich Zmarłych stwierdziła, że powinnam napisać post o roślinach na cmentarz. Jakoś nie mogłam się zabrać, to święto wyzwala we mnie tyle wspomnień, że nie miałam do tego głowy. Ale pewnego dnia
z ciekawości zaczęłam sprawdzać, co można w sieci znaleźć na ten temat. A tu ...o zgrozo! Ktoś całkiem "profesjonalnie" poleca miskanty, wszelkie rodzaje róż albo jałowce płożące: "większość odmian". Teraz to już muszę  napisać kilka słów, bo nic mnie tak nie irytuje, jak brak logiki w projektowaniu roślinności gdziekolwiek.

Zanim temat rozwinę, dokonam szybkiej analizy jednej z porad dotyczącej jałowców. Pozornie rada dobra. Rośliny te nie mają wielkich wymagań, są odporne na okresowe susze i atrakcyjne przez cały rok. Jest tylko jeden mankament. Większość jałowców płożących osiąga dość spore rozmiary nawet do kilku metrów średnicy. Nie wystarczy więc powiedzieć o jałowcach płożących. Tu trzeba konkretnie podać nazwy odmian karłowych, wolno rosnących, zwartych.

Ale to później. Teraz wypadałoby zacząć od początku, czyli co na ten temat mówi prawo.

Rozporządzenie Ministra Infrastruktury z dnia 7 marca 2008 r. podaje precyzyjnie wymiary grobu pojedynczego (ziemnego) i jest to: szerokość 1 m, długość 2 m, głębokość 1,7 m -paragraf 10 pkt 2. Dodatkowo w paragrafie 13, w pkt 1 czytamy :"pomiędzy grobami powinno być zapewnione przejście o szerokości co najmniej 0,5 m". W pkt 2 zaś :"Przejścia między grobami mogą być zagospodarowane wyłącznie za zgodą zarządcy cmentarza oraz na warunkach przez niego określonych".
Pojawia się więc pytanie, gdzie możemy posadzić jakąkolwiek roślinę?

Postawienie ławeczki w przejściu jest kontrowersyjne i sprzeczne z prawem, (jeśli nie mamy pozwolenia zarządcy cmentarza) a co dopiero posadzenie rośliny, która to przejście zablokuje. Pozostaje więc powierzchnia grobu, ale większość
z nas decyduje się na wykonanie nagrobka z jednolitej płyty, zapewniającej nie tylko estetykę grobu ale także jego trwałość
i łatwość utrzymania w czystości.

Myślę, że informacje o roślinach nadających się na cmentarz dotyczą tych, którzy jeszcze nie zdecydowali się na nagrobek trwały (np.granitowy) lub mają z różnych powodów nieco więcej miejsca do zagospodarowania niż inni (wykupione miejsca sąsiednie, groby na skraju alejek, grobowce, itp.)

Cóż więc wybrać z bogatej oferty materiału roślinnego?
Z czystym sumieniem polecam bukszpan wieczniezielony (Buxus sempervirens), który osobiście uważam za jedną
z najbardziej eleganckich roślin. Zwarty system korzeniowy tej rośliny (rozpierzchły), zimozieloność, powolny wzrost, łatwość
z jaką znosi strzyżenie i formowanie, czyni z bukszpanu roślinę doskonałą na cmentarz.



Strzyżony bukszpan na cmentarzu, w tle nie formowany  fot. Joanna Lisiecka


Pamiętajmy jednak, że roślina ta dorasta nawet do 4 m wysokości. Jeśli zdecydujemy się na formę podstawową to tylko wtedy, gdy będziemy mogli wykonywać regularne cięcia formujące. Jeśli nie chcemy tego robić, a nadal bukszpan chcielibyśmy posadzić, to należy poszukać odmiany "Blauer Heinz", który jest karłową, kompaktową odmianą lub "Latifolia Maculata"  odmianę kulistą, dorastającą po 10 latach do wys. 80 cm.


Z jałowców najlepsze będą z płożących np.:

- pospolity "Anna Maria" wys.30 cm szer. 40 cm, stalowozielony
- nadbrzeżny "Blue Pacyfic" wys. 40 cm szer. 100 cm, zielononiebieski
- płożący "Blue Forest" wys. 30 cm szer. 100 cm, niebieskozielony
- łuskowy "Blue Star" wys. 30 cm szer. 50 cm, srebrzystoniebieski

z kolumnowych np.:
- pospolity "Compressa" wys. 100 cm szer. 25 cm, stalowoniebieski
- pospolity "Sentinel" wys. 150 cm szer. 30 cm, stalowoniebieskie
- pospolity "Suecica Nana" wys. 150 cm, szer. 40 cm, stalowoniebieski

Wszelkie wąskie odmiany tui oczywiście świetnie zaprezentują się na cmentarzu. Ich wiązkowy system korzeniowy nigdy nie spowoduje zniszczeń w obrębie fundamentu nagrobka. Doskonale dają się utrzymać w ryzach gdyż świetnie znoszą cięcia formujące, mają także małe wymagania co do gleby oraz dużą odporność na mrozy czy okresowe susze. Oczywiście najbardziej znana jest tuja zachodnia "Smaragd" oraz jej siostra, tuja "Columna".
Jako wielka wielbicielka cisów, chce zaproponować jedną z najwęższych, kolumnowych form cisa pospolitego "Fastigiata", który swoją zwartą formą, ciemnozielonym igłami i dostojeństwem zrobi dobre wrażenie przy nagrobku.


Cis kolumnowy fot. Joanna Lisiecka

Jeśli potrzebna będzie roślina zimozielona, liściasta, która dywanem pokryć by miała grób ziemny, to poleciłabym barwinek pospolity lub trzmieliny Fortune'a ("Emerald Gaiety", "Emerald Gold"), które w szybkim czasie utworzą zadarnienie.Gdy rozpanoszą się nadmiernie dobrze zniosą cięcie korygujące.
Cóż, myślę, że wybór roślin jest ogromny. Z całą pewnością każdy znajdzie coś dla siebie. Proponowane wyżej rośliny to tylko garstka z całego bogactwa i różnorodności, która obecnie znajduje się na rynku.
Warto może wspomnieć jeszcze o sadzeniu. Żadna roślina nie będzie wyglądać atrakcyjnie, jeśli przyjdzie jej wzrastać
w kiepskich warunkach. Zaprawmy więc dołek pod naszą roślinę ziemią urodzajną, podlewajmy ją regularnie, wiosną dajmy trochę nawozu. Pierwsze lata zadecydują o wyglądzie i kondycji naszej rośliny na przyszłe dziesięciolecia.

Jeszcze jedna myśl przychodzi mi do głowy związana z cmentarzami i ich szatą roślinną.
Problem spadających na nagrobki suchych gałęzi drzew i odchody ptaków. Z zasady jestem przeciwniczką wycinania drzew bez istotnych powodów. Powodem takim nie jest dla mnie zagrożenie zniszczenia nagrobka a tym bardziej jego zabrudzenie.
Na marginesie tylko zaznaczę, że mój dziadek pochowany jest przy kilkudziesięcioletniej alei lip w starej, dziewiętnastowiecznej części cmentarza. Problemy te znam więc z autopsji.
Tych, którzy chcieliby, aby cmentarze wyglądały jak pustynie z długimi po horyzont rzędami grobów, muszę zmartwić. Rozporządzenie Ministra Infrastruktury, o którym pisałam wyżej, przewiduje parkowy charakter cmentarzy. Przy projektowaniu nowych musi znaleźć się powierzchnia na "zieleń o charakterze izolacyjnym i dekoracyjnym, w szczególności trawniki, żywopłoty, krzewy i drzewa".




Korzystałam z "Katalogu Roślin. Drzewa, krzewy, byliny" Związku Szkółkarzy Polskich, wyd. Agencja Promocji Zieleni Warszawa 2011 r.

sobota, 1 listopada 2014

Nienawiść do drzew.

 Można drzewa kochać, podziwiać, malować, można je hodować, także sadzić albo pielęgnować, można się do nich przytulać lub rozmawiać z nimi.

 Można je także nienawidzić.

Kiedy pierwszy raz usłyszałam określenie : "tyle teraz tego hejtu w internecie", to nie wiedziałam cóż to znaczy? Dopiero po chwili dodarło do mnie, że to angielskie słowo określa pewien nurt (?), styl czy sama nie wiem co, ale istniejące i żywe
w przestrzeni publicznej. Hate w języku angielskim znaczy nienawiść. Słowo to definiuje Słownik Języka Polskiego jako: "uczucie silnej niechęci, wrogości do kogoś lub czegoś".

 Właściwie umiem zrozumieć człowieka, który zwyczajnie po ludzku boi się o swój dom. Drzewo, które posadził jeszcze jego dziad lub ojciec zbyt blisko domu, dziś ogromne, zagraża jego życiu lub dobytkowi. Chęć wycięcia takiego drzewa da się jakoś logicznie wytłumaczyć. Zrozumienie takiej postawy widzimy także w aktach prawnych, które dopuszczają wycinkę
w sytuacji zagrożenia życia.

Ale jeśli na stronie internetowej znanego polityka toczy się dyskusja o zasadności ingerencji państwa w nasze "prywatne" drzewa wraz z podaniem sposobów jak obecne prawo "obejść", to ja jestem lekko zaniepokojona. (Do sprawdzenia - strona polityka z muszką).

Gdy zaczniemy bliżej przyglądać się problemowi nienawiści do drzew, a może po prostu agresji, to dojdziemy do wniosku, że świat tych, którzy negują ustawę o ochronie przyrody przypomina świat żywcem wyjęty z filmu sensacyjnego. Pozwolę sobie zacytować kilka określeń dotyczących nielegalnego zniszczenia lub wycięcia drzewa:
"formalnie załatwiłem", skutecznie unieszkodliwiłem", "szybko zdycha, żadnych śladów", rób to w nocy na wypadek gdyby jakaś franca inspektor się zjawiła"....
Cytaty pochodzą z forum nowoczesnych rolników, które w swojej nazwie ma- o ironio- słowo Agro.

Inny cytat z internetu: "...rząd wycina stare piękne drzewa (...) a  zabrania wyciąć cholernego klona, który się rozpanoszył na czyimś podwórku".
Tak się wziął i rozpanoszył, i jeszcze teraz bardzo przeszkadza, jaki podły ten klon, bezczelny taki, no wredny po prostu, powiedzmy to sobie, jak śmiał...
Przepraszam, jestem złośliwa.

Przecież ten klon nie "rozpanoszył się" w jednej chwili. Choć unikamy cięcia klonów bo "płaczą" to oczywiście można przeprowadzić korektę korony. Nie mówiąc już o tym, że można było trochę wcześniej pomyśleć i go przesadzić w inne miejsce.

Wyżej wymienione przykłady są czytelne, jasno określają ludzi wyrażających publicznie swoje poglądy. Ale co począć z miłą, sympatyczną dziewczyną, która prowadzi blog o ziołach i podaje liczne sposoby na samodzielne pozyskiwanie soku brzozowego? Nie podejrzewamy jej o nic złego, z uwagą słuchamy jak opowiada o metodzie "siekierkowej" lub "korkociągowej"-metodach zrobienia odpowiedniej dziury w drzewie aby sok wypływał szybko i skutecznie. Może nawet docenimy, że zareagowała na nieliczne głosy sprzeciwu przeciw okaleczaniu drzew i wymyśliła "łagodną" metodę zawieszania na obciętej gałęzi plastikowej butli. Według jej przepisu sok można przechowywać w lodówce tylko kilka dni, ale kuracja powinna trwać kilka tygodni. Łatwo obliczyć ile razy trzeba proceder z pobieraniem soku powtórzyć (ile dziur
w drzewie zrobić lub cięć siekierą).

Kiedy czytam i oglądam takie rzeczy, to chociaż raz mogę się ucieszyć z naszego przyrodzonego lenistwa. Nawet nie umiem sobie wyobrazić, co by to było, gdybyśmy się tak wszyscy zebrali i ruszyli hurmem na brzozy. Te powiercone dziury, obcięte gałęzie, drzewa gęsto poobwieszane plastikowymi butelkami.... Horror!

Informacji o nielegalnych wycinkach i "truciu" drzew jest wciąż zbyt wiele. Najczęściej sprawców nie ukarano bo ich nie złapano.

Kiedy rozmawiam o tym z przyjaciółką, smutna z powodu kolejnego przypadku zniszczenia drzew na terenie zabytkowego parku, ta będąc chyba większą ode mnie realistką, przytacza przykłady okrucieństwa człowieka wobec człowieka. "Oczekujesz, że człowiek uszanuje drzewo, skoro nie szanuje psa, dziecka, drugiego człowieka?"
Cóż mam powiedzieć, że oczekuję...
Tak, oczekuję, powiem więcej, wierzę, że doczekam czasów, w których przyroda stanie się dla wszystkich wielkim sprzymierzeńcem.


Na koniec mojej refleksji zamieszczam zdjęcie drzewa oliwnego, tak symbolicznie, dla wszystkich...

                                                                                                                              drzewo oliwne fot. Joanna Lisiecka

Zdjęcie zrobiłam na Korfu, zafascynowana tym, że drzew tych się nie wycina. Nawet bardzo stara oliwka rodzi dużo owoców a gdy jest ich trochę mniej, odmładza się drzewo przez wieloetapowe usuwanie starych konarów (na zdjęciu w środkowej części usunięty konar).

niedziela, 19 października 2014

Chryzantema jakiej nie znasz.


 Dawno, dawno temu żyło sobie w pewnym kraju drzewo, które miało prawo istnieć tylko na cmentarzu. Kraina, z którego przybyło nie ograniczała mu miejsca, nie stawiała warunków, akceptowała  je na każdym stanowisku. Ale w tym nowym kraju było inaczej. Tu wyjście poza teren cmentarza było surowo zabronione. Nikt nigdy nie posadziłby go w swoim ogródku. Było naznaczone, skazane na więzienie tylko jednego miejsca, śmierdziało cmentarzem, taka była prawda. Wprawdzie wielu Mądrych Ludzi mówiło, że jest tak piękne, tak wiecznie zielone, mało wymagające, że warto posadzić je wszędzie, ale...cmentarne drzewo w ogrodzie!? Nigdy, ono śmierdzi, ono kojarzy się ze śmiercią, smutkiem, rozstaniem, łzami...Oburzone głosy słychać było ze wszystkich stron.
Ale mijały lata. Mądrzy Ludzie nie zrezygnowali z zachwalania drzewa "cmentarnego". Oni po prostu je znali i bardzo cenili. Wiedzieli o jego zaletach tak wiele, że sami zaczęli sadzić je w swoich ogrodach. Musieli znosić różne uwagi i złośliwości, małe kpinki i głośne fe! jak brzydko pachnie...Znosili to w pokorze.

Mijały kolejne lata. Piękno drzewa porywało coraz więcej ludzi, coraz więcej z nich odważyło się posadzić je w swoim ogrodzie. A dzisiaj...

A dzisiaj tuja - bo o niej tu piszę bajkę- jest w Polsce w ogrodzie prywatnym i przy bloku mieszkalnym, w krajobrazie wiejskim i miejskim, przed bankiem, kasynem ale też przy przystanku i szkole. Tuja jest dziś dosłownie wszędzie! Jest tam gdzie pasuje i tam gdzie jest zgrzytem. Wielu młodych ludzi tego nie pamięta, ale jeszcze dwie dekady temu ta "bajka" była dniem powszednim żywotników w Polsce.

Ta historia daje mi nadzieję, że podobnie stanie się z chryzantemą, o której chcę dzisiaj pisać i myśleć w okresie zbliżającego się święta Wszystkich Zmarłych. Osobiście chciałabym w imieniu tej pięknej i szlachetnej rośliny prosić o łaskę dla niej, o łaskę wypuszczenia jej z więzienia - cmentarza


     Zbiór kwiatów chryzantemy                     źródło: www.cultural-china.com
Chryzantema (Chrysanthemum) z greckiego chrysos - złoty oraz anthemon - kwiat. Należy wraz z dalią do rodziny astrowatych (Asteraceae), i ma równie wiele odmian tak jednorocznych jak i wieloletnich. W zależności od kształtu kwiatów - koszyczków - występują pojedyncze, półpełne, płaskie, kuliste, anemonowe, igiełkowe......

źródło: www.vaumeuwen.com

 
 W naturze występuje w Chinach, Japonii, Korei i Mongolii. Ale my w Polsce też mamy jedną chryzantemę. Rośnie sobie
w Pieninach i została nazwana chryzantemą Zawadzkiego.

 Historia uprawy tej rośliny jest niezmiernie stara bo sięga aż XV wieku przed Chrystusem. Chińczycy, którzy ją tak docenili, wierzyli, że rosa zebrana z jej kwiatów może przedłużyć ludzkie życie. I tym sposobem do dnia dzisiejszego, dla ludzi wschodu jest symbolem nieśmiertelności, szlachetności i wiedzy.

     Herbata chryzantemowa                         źródło: www.ecblendflavors.com


Prócz walorów dekoracyjnych odkryto także inne zalety chryzantemy. W medycynie wschodu stosowana jest jako lek ziołowy, często w postaci naparu lub herbatki. W kuchni stosowana do wyrobu wina, dekorowania dań i jako główny dodatek wielu napojów. Japończycy smażą kiełki chryzantemy z dodatkiem czosnku i ostrej papryki.


źródło: www.goldeneedleonline.com


To nie wszystko. Często rośliny, które posiadały jakieś właściwości lecznicze, stawały się także tymi magicznymi,
o wyjątkowej mocy. Chryzantema więc stała się tą, która może odstraszać złe moce od domostwa lub od człowieka, który jej kwiat nosił przy sobie.

 Chryzantema w Japonii zrobiła przez wieki zawrotną karierę. Piękne ogrodowe odmiany zawędrowały tam w VIII wieku naszej ery i były postrzegane jako coś wyjątkowego, bo Chińczycy bezwzględnie przestrzegali zasady nie wywożenia poza swoje granice żadnych roślinnych sadzonek. Legenda głosi, że była podarunkiem dla cesarza. I tak zostało. Rodzina cesarska zachwycona jej pięknem uczyniła z niej swój symbol. Na pieczęci cesarskiej i w godle Japonii występuje
w artystycznej, zmodyfikowanej formie. A jeśli ktoś szczególnie zasłużył się dla kraju to może liczyć na odznaczenie państwowe zwane Wielkim Orderem Chryzantemy.


  
16 - sto płatkowa chryzantema jako godło Japonii,  źródło: www.now-zen.com

 
                                                                          
W Japonii chryzantema ma swoje święto, jest elementem dekoracyjnym na tkaninach i ceramice, wdzięcznym tematem grafik i malarstwa.

 Na początku XIX wieku pojawił się tam zwyczaj obsadzania chryzantemami specjalnie przygotowanych postaci. Gdy kwiaty się rozrosły i zakwitły, tworzyły złudzenie pięknych, ornamentowych szat. Postacie nazywają się chryzantemowe lalki. Dziś ta sztuka jest prawdziwie japońską tradycją, jedną z wielu związanych w tym kraju z kwiatami.


Chryzantemowe laleczki               źródło: nippon-kichi.jp


Jak patrzę na chryzantemę w postaci bonsai, to zastanawiam się, jak wiele trudu trzeba sobie zadać i jak wiele lat czekać, aby uzyskać efekt zminiaturyzowanego drzewka.






Bonsai z chryzantemy     źródło: japan-calendar.com


 Te wszystkie informacje zgromadziłam po to, aby pokazać, jakże pięknym i wartościowym kwiatem jest chryzantema czyli po naszemu złocień. Zwany jest kwiatem krótkiego dnia, bo to właśnie krótki dzień staje się bodźcem do rozwijania przez nią kwiatów.
Czy prawdziwa cesarzowa, z tradycjami, z interesującą, długą historią nie zasługuje na więcej uwagi w polskich ogrodach?
Bo wśród artystów znalazła wielbicieli, którzy umieszczając ją na swoich obrazach ofiarowali jej nieśmiertelność. Jako przykłady:



                                        "Dziewczynka z chryzantemami" Olgi Boznańskiej z 1894 r.  oraz...




                                         "Chryzantemy w wazonie" Leona Wyczółkowskiego" z 1908 r.


 Moim osobistym sukcesem jest, że kilka osób za moją namową, uprawia je w swoich ogrodach z dużym powodzeniem. Ich radość z sukcesów jest tym większa, że nie musieli wkładać w uprawę tej rośliny zbyt dużo wysiłku, jest mało wymagająca.
Nie mówię tu o chryzantemie z tzw. kulami, czyli dużymi, kulistymi kwiatostanami (wielkokwiatowa - grandiflora). Mówię
o wieloletniej chryzantemie, drobnokwiatowej, tak zwanej kopie ,uformowanej na kształt półkuli (Chrysanthemum indicum).

Sposób jest bardzo prosty. Jesienią kupić chryzantemę drobnokwiatową i posadzić do ogrodu w dobrą ziemię o ph 5,5 -6,5. Warto kupić gotową ziemię uniwersalną. Podlewać w miarę potrzeb bo ma płytki system korzeniowy i w czasie kwitnienia trochę większe zapotrzebowanie na wodę. Stare, przekwitłe kwiatki usuwać. Na zimę zakopczykować albo nakryć gałązkami świerka, tak aby ochronić szyjkę korzeniowa. Wiosną usunąć okrywę, przyciąć na wys. 10 cm i traktować jak wszystkie inne rośliny w ogrodzie. Jeśli chcemy, aby miała kształt półkuli, należy ją uszczykiwać kilka razy od wiosny do lata.

Przepis na herbatkę chryzantemową (osobiście jej nie piłam, przytaczam tylko przepis):

Przede wszystkim musi to być chryzantema ogrodowa (Chryzanthemum indicum). Ususzone koszyczki kwiatowe zalewa się przegotowaną wodą o temperaturze 90 - 95 stopni C. Herbatka ma żółtawy kolor i pachnie kwiatowo. Wolno posłodzić.

Ciekawe, czy dobra? Kiedyś trzeba będzie spróbować.

Trochę napisałam o chryzantemie a to czego nie napisałam pewnie starczyłoby na pokaźną książkę. O wszystkich odmianach, świętach, tradycjach i legendach z nią związanych, o działaniu leczniczym i magicznym, o historii kariery, którą robiła i wciąż robi począwszy od Azji, przez Europę aż do Ameryki Północnej. A "sprzeczka" wśród botaników o nowy podział i klasyfikacje... jakże interesująca.

Pozwólmy jej "wyjść" z terenu cmentarza i otwórzmy jej drogę do naszych ogrodów i serc. Cesarzowa zasługuje na to!.

 

 



poniedziałek, 13 października 2014

Dalia Andersa Dahla



Pamiętam, jak kiedyś byłam w komisji konkursu na najładniejszą posesję. Jedna z uczestniczek była wszystkim znana.
- Wiesz, to tam gdzie jest tak dużo kwiatów.
- Ale mi wskazówka, w większości ogrodów jest wiele kwiatów.
- Ale tam jest naprawdę dużo.


 Kiedy dotarliśmy na miejsce i zobaczyłam ogród to zaniemówiłam. Tak ogromnej kolekcji dalii poza ogrodami botanicznymi nie widziałam. Mam wrażenie, że były tam wszystkie kaktusowe, pomponowe, pojedyncze, półpełne, anemonowe i nie wiem już jakie, we wszystkich
możliwych kolorach.


                                                                                                                                        dalie fot. Joanna Lisiecka



W ogrodzie nie było jakiegoś zaplanowanego układu, wyznaczonych wyraźnie stref z określonymi odmianami czy kolorami.Tu wszystko się przenikało, swawolnie rosło nie zważając na żaden porządek kompozycyjny. Filuternie kpiło sobie z zasad projektowania ogrodów. Ale razem przedstawiało imponujący widok. Chodziliśmy dosłownie w morzu kwiatów. Natychmiast wdałam się w pogawędkę z właścicielką ogrodu. Najbardziej ciekawiło mnie to, gdzie przechowuje bulwy tak ogromnej kolekcji. Lekko zawstydzona przyznała się, że wszędzie, nawet pod łóżkiem jeśli trzeba.
To jest prawdziwa miłość, pomyślałam. O tak, ogrodu z dalią w roli głównej nigdy nie zapomnę.



                                                                                                                                                       dalie fot. Joanna Lisiecka



 Te piękne kwiaty pochodzą z Ameryki Środkowej i należą do rodziny astrowatych. Napisano o nich całe tomy. Dużo mniej można znaleźć informacji o człowieku, którego noszą nazwisko: Andersie Dahl (1751-1789 r.)
Był szwedzkim botanikiem i lekarzem, uczniem Karola Lineusza. Życie nie rozpieszczało go. Kiedy miał 9 lat umiera jego matka, Joanna Helena. Mały Anders będzie miał później dwie macochy. Jego ojciec umiera w 1771 r. Dahl zostaje więc sierotą w wieku 20 lat, z kłopotami finansowymi, niedokończoną edukacją i ogromną pasją do botaniki. Mimo tych trudności dalej się uczy, zostaje kuratorem w prywatnym muzeum przyrodniczym i ogrodzie botanicznym. Podróżuje. Przywozi
z różnych zakątków świata wiele roślin i kataloguje je. Kończy edukację z tytułami, naucza botaniki
i medycyny. I umiera w wieku 38 lat!

Tyle znalazłam podstawowych informacji. Czuję niedosyt. Myślę, że był bardzo ciekawym człowiekiem, który przez swoje krótkie życie wiele osiągnął.

Andersie Dahl, dzięki dalii jesteś nieśmiertelny.


Pozdrawiam wszystkich miłośników tych pięknych kwiatów, a szczególnie Panią,
o której dziś napisałam.


piątek, 10 października 2014

Dzień Drzewa, Arbor day



                                                                                                          Polski krajobraz                                fot. Joanna Lisiecka


 Dziś obchodzimy w Polsce Dzień Drzewa, po raz dwunasty.
Idea jest bardzo stara, sięga XIX wieku, kiedy to amerykański sekretarz rolnictwa Julius Sterling Morton zaproponował, aby społeczeństwo włączyło się w proces sadzenia drzew. Stawiły się tysiące ludzi a Arbor Day w USA obchodzony jest od 1872 r. dziesiątego kwietnia.

Europa zaraziła się tym pomysłem w latach 50-tych, Polska w 2002r.
Prawie od samego początku akcja ta jest stałym elementem programowym Lasów Państwowych, Ministerstwa Ochrony Środowiska i Klubu Gaja. Ale ilość organizacji, szkół, samorządów, stowarzyszeń, firm, które angażują się w to święto jest przeogromna.
Efekty pracy tych wszystkich zapaleńców są imponujące. Dla przykładu: jak podaje prezydent Miasta Stołecznego Warszawy Hanna Gronkiewicz - Waltz, w stolicy sadzi się co roku kilka tysięcy drzew (nie tylko ze względu na ich święto). Od 2003 roku  Klub Gaja włączył do akcji pół miliona Polaków, z którymi posadził 700 000 drzew.


Berlin, ciekawy przykład wiązania młodych drzew po posadzeniu    fot. Joanna Lisiecka

  Drzewa to największe organizmy żywe na naszej planecie. Czymże jest człowiek przy prawdziwie wielkich okazach? Maleńką mrówką, która zadzierając głowę do góry najczęściej zostaje zaczarowana przez drzewo - stoi w bezruchu
w niemym podziwie, zachwycie, uwielbieniu.


                                                            Aleja starych drzew w parku zdrojowym w Połczynie Zdroju        fot. Joanna Lisiecka
 Cała historia ludzkości związana jest z drzewami. Od zarania dziejów karmiły, ogrzewały, leczyły, dawały schronienie, budulec, życie. Nie tylko nam, ludziom, jeszcze tysiącom innych organizmów żywych.

 Motyw drzewa w literaturze, sztuce, legendach jest bardzo często używany. Czy gdyby ktoś pokusił się
o dokonanie zestawienia wszystkich światowych utworów literackich, dzieł sztuki, przypowieści, przysłów opowiadających
o drzewach, to starczyłoby jednego ludzkiego życia? Śmiem wątpić.

Tylko w naszym kraju przykładów mamy bez liku, jak moje ulubione chociażby: lipa Kochanowskiego, baobab nazwany Krakowem przez Stasia w "Pustyni i w puszczy" Henryka Sienkiewicza, czy dąb w "Byłeś jak wielkie stare drzewo..."
w wierszu K. K. Baczyńskiego.
A w malarstwie Wyczółkowskiego, Fałata, Wyspiańskiego? To prawdziwe perełki.


                                                                                                             Drzewo w polskim krajobrazie    fot. Joanna Lisiecka

Mój zachwyt drzewami trwa od wczesnego dzieciństwa. Myślę, że one po prostu mnie "zaczarowały". Może dzięki temu, często byłam w stanie im pomóc. Żartuję czasami, że one do mnie mówią, opowiadają swoją historię. Jakże miłe jest dla mnie, gdy spotykam na swojej drodze równie mocno "zaczarowanych" ludzi. Jakoś zawsze zauważę ludzką troskę czy miłość okazaną drzewom, ale okrucieństwo niestety też.



                                                                                       z troską....    fot. Joanna Lisiecka
                                                                                z bezdusznością...      Bydgoszcz - centrum           fot. Joanna Lisiecka


Jeśli nie mamy możliwości czynnego udziału w święcie Dzień Drzewa a jest ono nam w jakiś sposób bliskie, to możemy włączyć się inaczej. Na przykład zwracając uwagę dzieciakom, które wyłamują gałęzie drzewom przy osiedlowej piaskownicy, albo zanosząc makulaturę do szkoły, dzieciaki się ucieszą bo rywalizują ze sobą kto więcej zebrał. Albo sadząc jakąś roślinę we własnym ogrodzie, bo mimo, że to prywatna ziemia to przecież i tak należy do tej planety. Pomysłów może być wiele, na pewno warto pamiętać o tym święcie, a o posadzonych drzewach nie zapominać.

środa, 8 października 2014

Dlaczego jesień kolorowa i czego boją się drzewa?



  Piękna, słoneczna pogoda tej jesieni pozwala nacieszyć się kolorowymi roślinami do syta. Stać pod drzewem i patrzeć jak przez czerwone liście prześwituje słońce, to jak patrzeć na rubiny.




                                                                     winobluszcz pięciolistkowy w jesiennej odsłonie                  fot. Joanna Lisiecka


W procesie projektowania ogrodu zawsze myślę jak też on będzie wyglądał w drugiej połowie roku. Jeśli ktoś bardzo, ale to bardzo upiera się tylko przy roślinach iglastych, to skazuje się automatycznie na monotonię swojej posesji przez cały rok. Cóż, o gustach się nie dyskutuje, ale o zasadach projektowania już tak. A jedną z bardziej elementarnych zasad jest wprowadzenie roślin, które podkreślą następujące po sobie pory roku, stając się symbolem upływającego czasu, przemijania, ale też powtórnych narodzin.



                                                               wykonany przeze mnie wazon w jesiennej aranżacji                  fot. Joanna Lisiecka
 

Kiedy tak zachwycam się kolorowym, jesiennym spektaklem, pojawia się myśl, że to, czego nauczyłam się wiele lat temu, dziś jest już nieaktualne, albo zupełnie zmienione albo wręcz szkodliwe. Chociażby te kolorki jesienne. Moja cudowna encyklopedia przedstawiała sprawę prosto i logicznie.
 Otóż we wrześniu dzień  staje się coraz krótszy, spadają temperatury, fotosynteza (czyli podstawowe funkcje życiowe) jest coraz bardziej utrudniona. Czas przygotować się do zimy. To normalne przystosowanie ewolucyjne.
Z liści drzewo wycofuje najcenniejsze substancje do pnia i korzeni - robi zapasy, chlorofil w liściach się rozkłada i zaczyna ujawniać się żółty barwnik (karotenoidy), który tam już był, rozpoczyna się produkcja czerwonego barwnika (antocyjaniny). Do liści drzewo przestaje dostarczać wodę, a u nasady ogonka liściowego produkuje tkankę oddzielającą. Teraz wystarczy lekki podmuch wiatru i chodzimy po kolorowym dywanie. Tak w skrócie opisywała nauka proces jesiennego wybarwienia liści do końca XX wieku.


                                                                                                               bukowy las jesienią                   fot. Joanna Lisiecka


 Jednak w 2000 roku, słynny, brytyjski biolog ewolucyjny William Donald Hamilton ogłosił wyniki swoich prac. Zmieniły one dość znacznie dotychczasowe myślenie o jesiennych procesach w przyrodzie.

Otóż produkcja czerwonego barwnika w liściach stanowiła punkt wyjścia dla jego badań. Bo skoro drzewo kończy okres wegetacyjny w danym roku, wycisza swoje funkcje życiowe, to dlaczego podejmuje produkcję czegokolwiek? To przecież zawsze jakiś wysiłek, tym bardziej niezrozumiały, że przecież liście z wyprodukowanym barwnikiem zaraz opadną. Dlaczego więc drzewa to robią?
Według teorii naukowca, drzewa chronią się w ten sposób przed inwazją szkodników, które składają na nich jaja. Wiosną, gdy z jaj wylęgną się larwy będą żerowały na drzewie. Jaskrawy kolor czerwony oraz żółty ma więc odstraszać szkodniki.
Teoria nie jest przekonywująca, bo przecież nie wszystkie drzewa się przebarwiają a te przebarwione i tak potrafią mieć całe kolonie mszyc w następnym roku.

Coś w tym musi jednak być, skoro naukowiec o takiej renomie ogłasza swą teorię światu.
Obecnie wszyscy badacze zgadzają się co do jednego: drzewa zmieniają kolor bo się czegoś boją. Nie wiedzą tylko czego, szkodników, nadmiernego nasłonecznienia? Badania w toku.


Cóż, to trochę irytujące, że w XXI wieku nie wiemy takich, wydawałoby się, podstawowych rzeczy o przyrodzie. Gdy w parku gdzieś dziecięcy głosik pyta mamę:
- a dlaczego te liście są takie czerwone jak były zielone?
to myślę o odpowiedzi, jakiej należałoby udzielić. Niestety, nie wiemy dlaczego. Wiemy dokładnie co się dzieje w tkankach liści, w drzewie, ale wciąż nie wiemy dlaczego?

Cokolwiek naukowcy ustalą, my jak rokrocznie poddamy się zachwytowi nad tym niesamowitym, barwnym spektaklem jesieni.


                                                                                                                    w bukowym lesie                  fot. Joanna Lisiecka

P.S.
Pamiętajmy o podlewaniu ogrodu a szczególnie iglaków. Ten rok jest wyjątkowo suchy.


Moja cudowna  "Wielka Encyklopedia Drzewa i krzewy" pod redakcją J. H. Reichholfa i G. Steinbacha, Muza SA W-wa 1998.

niedziela, 5 października 2014

Sztuka ziemi nad morzem.

                                                                                                          Sztuka ziemi na plaży        fot. Joanna Lisiecka


Może zbyt szumnie nazywam kompozycję, która niespodziewanie wyrosła na plaży w miejscu, do którego już niewielu turystów dociera. Ale dla mnie to bardzo ciekawy przykład spontanicznego land artu.
W promieniu kilkuset metrów nikogo nie ma, możemy więc swobodnie wszystko obejrzeć i sfotografować.


                                                                                                                           Land art nad morzem fot. Joanna Lisiecka


Materiały do kompozycji pochodzą z plaży, to nie ulega wątpliwości, skąd jednak szufelka, i to w tak cudownie kontrastowym kolorze?
Autor/autorzy zadali sobie sporo trudu, aby zgromadzić tak urozmaicony zespół elementów.
Pierwsze wrażenie jest takie, że nie zostały poddane wartościowaniu. Wszystko, absolutnie wszystko co znaleźli było materiałem artystycznym. Plastikowe sznurki są jednakowo ważne jak drewno, wyblakłe od słońca i soli morskiej. Plastikowe butelki równie istotne jak pióra mew.
Cała kompozycja ma swój rytm, dominanty kolorystyczne, układy pionowe i poziome świadomie zaplanowane.


                                                                                                                                                                   fot. Joanna Lisiecka




                                                                                                fot. Joanna Lisiecka




Nie jestem w stanie ukryć, że całość w jakiś przewrotny sposób mnie fascynuje. Jej wielkość dodaje specyficznego klimatu, to instalacja wysoka na jakieś dwa metry i rozciągnięta na cztery.
Rytmy, kontrasty, zmienność faktury, kolory, tu jest wszystko.



                                                                                              fot. Joanna Lisiecka


Land art czyli sztuka ziemi pojawiła się w sztuce w latach 60-tych XX wieku, aby 10 lat później być już szeroko znaną
i uprawianą dziedziną sztuki na całym świecie. Wywarła swoje piętno na architekturze, na sposobie zakładania terenów publicznych i ogrodów.

To specyficzna działalność artystyczna. Wykorzystuje jako materiał twórczy elementy naturalne, pochodzące z ziemi: kamień, gleba, kamienie, gałęzie, rośliny lub ich części, cokolwiek wyda się interesujące danemu artyście.






Przekształcenie istniejącego krajobrazu to drugie oblicze land artu. Instalacja może być wykonana w piasku czy śniegu, jest wówczas tak ulotna, że jedynym jej śladem jest fotografia. Może być wykonana sztucznie, jak najsłynniejszy przykład na świecie, "Spiral Jetty" Roberta Smithsona jako przekształcenie istniejącego krajobrazu naturalnego.





Spirala powstała w USA w stanie Utha nad brzegiem Wielkiego Słonego Jeziora, ma 500 m długości i zużyto do jej budowy 6 tys. ton kamieni i ziemi. Robi wrażenie.

Tym, którzy wykonali konstrukcję na plaży szczerze gratuluję, a wszystkich innych namawiam na zabawę w land art, na spacerze, w ogrodzie czy parku. Dzieciaki to uwielbiają, spontanicznie wyczuwając o co chodzi. Myślę, że dla wszystkich może być to wspaniały sposób na aktywne spędzenie czasu.