niedziela, 19 października 2014

Chryzantema jakiej nie znasz.


 Dawno, dawno temu żyło sobie w pewnym kraju drzewo, które miało prawo istnieć tylko na cmentarzu. Kraina, z którego przybyło nie ograniczała mu miejsca, nie stawiała warunków, akceptowała  je na każdym stanowisku. Ale w tym nowym kraju było inaczej. Tu wyjście poza teren cmentarza było surowo zabronione. Nikt nigdy nie posadziłby go w swoim ogródku. Było naznaczone, skazane na więzienie tylko jednego miejsca, śmierdziało cmentarzem, taka była prawda. Wprawdzie wielu Mądrych Ludzi mówiło, że jest tak piękne, tak wiecznie zielone, mało wymagające, że warto posadzić je wszędzie, ale...cmentarne drzewo w ogrodzie!? Nigdy, ono śmierdzi, ono kojarzy się ze śmiercią, smutkiem, rozstaniem, łzami...Oburzone głosy słychać było ze wszystkich stron.
Ale mijały lata. Mądrzy Ludzie nie zrezygnowali z zachwalania drzewa "cmentarnego". Oni po prostu je znali i bardzo cenili. Wiedzieli o jego zaletach tak wiele, że sami zaczęli sadzić je w swoich ogrodach. Musieli znosić różne uwagi i złośliwości, małe kpinki i głośne fe! jak brzydko pachnie...Znosili to w pokorze.

Mijały kolejne lata. Piękno drzewa porywało coraz więcej ludzi, coraz więcej z nich odważyło się posadzić je w swoim ogrodzie. A dzisiaj...

A dzisiaj tuja - bo o niej tu piszę bajkę- jest w Polsce w ogrodzie prywatnym i przy bloku mieszkalnym, w krajobrazie wiejskim i miejskim, przed bankiem, kasynem ale też przy przystanku i szkole. Tuja jest dziś dosłownie wszędzie! Jest tam gdzie pasuje i tam gdzie jest zgrzytem. Wielu młodych ludzi tego nie pamięta, ale jeszcze dwie dekady temu ta "bajka" była dniem powszednim żywotników w Polsce.

Ta historia daje mi nadzieję, że podobnie stanie się z chryzantemą, o której chcę dzisiaj pisać i myśleć w okresie zbliżającego się święta Wszystkich Zmarłych. Osobiście chciałabym w imieniu tej pięknej i szlachetnej rośliny prosić o łaskę dla niej, o łaskę wypuszczenia jej z więzienia - cmentarza


     Zbiór kwiatów chryzantemy                     źródło: www.cultural-china.com
Chryzantema (Chrysanthemum) z greckiego chrysos - złoty oraz anthemon - kwiat. Należy wraz z dalią do rodziny astrowatych (Asteraceae), i ma równie wiele odmian tak jednorocznych jak i wieloletnich. W zależności od kształtu kwiatów - koszyczków - występują pojedyncze, półpełne, płaskie, kuliste, anemonowe, igiełkowe......

źródło: www.vaumeuwen.com

 
 W naturze występuje w Chinach, Japonii, Korei i Mongolii. Ale my w Polsce też mamy jedną chryzantemę. Rośnie sobie
w Pieninach i została nazwana chryzantemą Zawadzkiego.

 Historia uprawy tej rośliny jest niezmiernie stara bo sięga aż XV wieku przed Chrystusem. Chińczycy, którzy ją tak docenili, wierzyli, że rosa zebrana z jej kwiatów może przedłużyć ludzkie życie. I tym sposobem do dnia dzisiejszego, dla ludzi wschodu jest symbolem nieśmiertelności, szlachetności i wiedzy.

     Herbata chryzantemowa                         źródło: www.ecblendflavors.com


Prócz walorów dekoracyjnych odkryto także inne zalety chryzantemy. W medycynie wschodu stosowana jest jako lek ziołowy, często w postaci naparu lub herbatki. W kuchni stosowana do wyrobu wina, dekorowania dań i jako główny dodatek wielu napojów. Japończycy smażą kiełki chryzantemy z dodatkiem czosnku i ostrej papryki.


źródło: www.goldeneedleonline.com


To nie wszystko. Często rośliny, które posiadały jakieś właściwości lecznicze, stawały się także tymi magicznymi,
o wyjątkowej mocy. Chryzantema więc stała się tą, która może odstraszać złe moce od domostwa lub od człowieka, który jej kwiat nosił przy sobie.

 Chryzantema w Japonii zrobiła przez wieki zawrotną karierę. Piękne ogrodowe odmiany zawędrowały tam w VIII wieku naszej ery i były postrzegane jako coś wyjątkowego, bo Chińczycy bezwzględnie przestrzegali zasady nie wywożenia poza swoje granice żadnych roślinnych sadzonek. Legenda głosi, że była podarunkiem dla cesarza. I tak zostało. Rodzina cesarska zachwycona jej pięknem uczyniła z niej swój symbol. Na pieczęci cesarskiej i w godle Japonii występuje
w artystycznej, zmodyfikowanej formie. A jeśli ktoś szczególnie zasłużył się dla kraju to może liczyć na odznaczenie państwowe zwane Wielkim Orderem Chryzantemy.


  
16 - sto płatkowa chryzantema jako godło Japonii,  źródło: www.now-zen.com

 
                                                                          
W Japonii chryzantema ma swoje święto, jest elementem dekoracyjnym na tkaninach i ceramice, wdzięcznym tematem grafik i malarstwa.

 Na początku XIX wieku pojawił się tam zwyczaj obsadzania chryzantemami specjalnie przygotowanych postaci. Gdy kwiaty się rozrosły i zakwitły, tworzyły złudzenie pięknych, ornamentowych szat. Postacie nazywają się chryzantemowe lalki. Dziś ta sztuka jest prawdziwie japońską tradycją, jedną z wielu związanych w tym kraju z kwiatami.


Chryzantemowe laleczki               źródło: nippon-kichi.jp


Jak patrzę na chryzantemę w postaci bonsai, to zastanawiam się, jak wiele trudu trzeba sobie zadać i jak wiele lat czekać, aby uzyskać efekt zminiaturyzowanego drzewka.






Bonsai z chryzantemy     źródło: japan-calendar.com


 Te wszystkie informacje zgromadziłam po to, aby pokazać, jakże pięknym i wartościowym kwiatem jest chryzantema czyli po naszemu złocień. Zwany jest kwiatem krótkiego dnia, bo to właśnie krótki dzień staje się bodźcem do rozwijania przez nią kwiatów.
Czy prawdziwa cesarzowa, z tradycjami, z interesującą, długą historią nie zasługuje na więcej uwagi w polskich ogrodach?
Bo wśród artystów znalazła wielbicieli, którzy umieszczając ją na swoich obrazach ofiarowali jej nieśmiertelność. Jako przykłady:



                                        "Dziewczynka z chryzantemami" Olgi Boznańskiej z 1894 r.  oraz...




                                         "Chryzantemy w wazonie" Leona Wyczółkowskiego" z 1908 r.


 Moim osobistym sukcesem jest, że kilka osób za moją namową, uprawia je w swoich ogrodach z dużym powodzeniem. Ich radość z sukcesów jest tym większa, że nie musieli wkładać w uprawę tej rośliny zbyt dużo wysiłku, jest mało wymagająca.
Nie mówię tu o chryzantemie z tzw. kulami, czyli dużymi, kulistymi kwiatostanami (wielkokwiatowa - grandiflora). Mówię
o wieloletniej chryzantemie, drobnokwiatowej, tak zwanej kopie ,uformowanej na kształt półkuli (Chrysanthemum indicum).

Sposób jest bardzo prosty. Jesienią kupić chryzantemę drobnokwiatową i posadzić do ogrodu w dobrą ziemię o ph 5,5 -6,5. Warto kupić gotową ziemię uniwersalną. Podlewać w miarę potrzeb bo ma płytki system korzeniowy i w czasie kwitnienia trochę większe zapotrzebowanie na wodę. Stare, przekwitłe kwiatki usuwać. Na zimę zakopczykować albo nakryć gałązkami świerka, tak aby ochronić szyjkę korzeniowa. Wiosną usunąć okrywę, przyciąć na wys. 10 cm i traktować jak wszystkie inne rośliny w ogrodzie. Jeśli chcemy, aby miała kształt półkuli, należy ją uszczykiwać kilka razy od wiosny do lata.

Przepis na herbatkę chryzantemową (osobiście jej nie piłam, przytaczam tylko przepis):

Przede wszystkim musi to być chryzantema ogrodowa (Chryzanthemum indicum). Ususzone koszyczki kwiatowe zalewa się przegotowaną wodą o temperaturze 90 - 95 stopni C. Herbatka ma żółtawy kolor i pachnie kwiatowo. Wolno posłodzić.

Ciekawe, czy dobra? Kiedyś trzeba będzie spróbować.

Trochę napisałam o chryzantemie a to czego nie napisałam pewnie starczyłoby na pokaźną książkę. O wszystkich odmianach, świętach, tradycjach i legendach z nią związanych, o działaniu leczniczym i magicznym, o historii kariery, którą robiła i wciąż robi począwszy od Azji, przez Europę aż do Ameryki Północnej. A "sprzeczka" wśród botaników o nowy podział i klasyfikacje... jakże interesująca.

Pozwólmy jej "wyjść" z terenu cmentarza i otwórzmy jej drogę do naszych ogrodów i serc. Cesarzowa zasługuje na to!.

 

 



poniedziałek, 13 października 2014

Dalia Andersa Dahla



Pamiętam, jak kiedyś byłam w komisji konkursu na najładniejszą posesję. Jedna z uczestniczek była wszystkim znana.
- Wiesz, to tam gdzie jest tak dużo kwiatów.
- Ale mi wskazówka, w większości ogrodów jest wiele kwiatów.
- Ale tam jest naprawdę dużo.


 Kiedy dotarliśmy na miejsce i zobaczyłam ogród to zaniemówiłam. Tak ogromnej kolekcji dalii poza ogrodami botanicznymi nie widziałam. Mam wrażenie, że były tam wszystkie kaktusowe, pomponowe, pojedyncze, półpełne, anemonowe i nie wiem już jakie, we wszystkich
możliwych kolorach.


                                                                                                                                        dalie fot. Joanna Lisiecka



W ogrodzie nie było jakiegoś zaplanowanego układu, wyznaczonych wyraźnie stref z określonymi odmianami czy kolorami.Tu wszystko się przenikało, swawolnie rosło nie zważając na żaden porządek kompozycyjny. Filuternie kpiło sobie z zasad projektowania ogrodów. Ale razem przedstawiało imponujący widok. Chodziliśmy dosłownie w morzu kwiatów. Natychmiast wdałam się w pogawędkę z właścicielką ogrodu. Najbardziej ciekawiło mnie to, gdzie przechowuje bulwy tak ogromnej kolekcji. Lekko zawstydzona przyznała się, że wszędzie, nawet pod łóżkiem jeśli trzeba.
To jest prawdziwa miłość, pomyślałam. O tak, ogrodu z dalią w roli głównej nigdy nie zapomnę.



                                                                                                                                                       dalie fot. Joanna Lisiecka



 Te piękne kwiaty pochodzą z Ameryki Środkowej i należą do rodziny astrowatych. Napisano o nich całe tomy. Dużo mniej można znaleźć informacji o człowieku, którego noszą nazwisko: Andersie Dahl (1751-1789 r.)
Był szwedzkim botanikiem i lekarzem, uczniem Karola Lineusza. Życie nie rozpieszczało go. Kiedy miał 9 lat umiera jego matka, Joanna Helena. Mały Anders będzie miał później dwie macochy. Jego ojciec umiera w 1771 r. Dahl zostaje więc sierotą w wieku 20 lat, z kłopotami finansowymi, niedokończoną edukacją i ogromną pasją do botaniki. Mimo tych trudności dalej się uczy, zostaje kuratorem w prywatnym muzeum przyrodniczym i ogrodzie botanicznym. Podróżuje. Przywozi
z różnych zakątków świata wiele roślin i kataloguje je. Kończy edukację z tytułami, naucza botaniki
i medycyny. I umiera w wieku 38 lat!

Tyle znalazłam podstawowych informacji. Czuję niedosyt. Myślę, że był bardzo ciekawym człowiekiem, który przez swoje krótkie życie wiele osiągnął.

Andersie Dahl, dzięki dalii jesteś nieśmiertelny.


Pozdrawiam wszystkich miłośników tych pięknych kwiatów, a szczególnie Panią,
o której dziś napisałam.


piątek, 10 października 2014

Dzień Drzewa, Arbor day



                                                                                                          Polski krajobraz                                fot. Joanna Lisiecka


 Dziś obchodzimy w Polsce Dzień Drzewa, po raz dwunasty.
Idea jest bardzo stara, sięga XIX wieku, kiedy to amerykański sekretarz rolnictwa Julius Sterling Morton zaproponował, aby społeczeństwo włączyło się w proces sadzenia drzew. Stawiły się tysiące ludzi a Arbor Day w USA obchodzony jest od 1872 r. dziesiątego kwietnia.

Europa zaraziła się tym pomysłem w latach 50-tych, Polska w 2002r.
Prawie od samego początku akcja ta jest stałym elementem programowym Lasów Państwowych, Ministerstwa Ochrony Środowiska i Klubu Gaja. Ale ilość organizacji, szkół, samorządów, stowarzyszeń, firm, które angażują się w to święto jest przeogromna.
Efekty pracy tych wszystkich zapaleńców są imponujące. Dla przykładu: jak podaje prezydent Miasta Stołecznego Warszawy Hanna Gronkiewicz - Waltz, w stolicy sadzi się co roku kilka tysięcy drzew (nie tylko ze względu na ich święto). Od 2003 roku  Klub Gaja włączył do akcji pół miliona Polaków, z którymi posadził 700 000 drzew.


Berlin, ciekawy przykład wiązania młodych drzew po posadzeniu    fot. Joanna Lisiecka

  Drzewa to największe organizmy żywe na naszej planecie. Czymże jest człowiek przy prawdziwie wielkich okazach? Maleńką mrówką, która zadzierając głowę do góry najczęściej zostaje zaczarowana przez drzewo - stoi w bezruchu
w niemym podziwie, zachwycie, uwielbieniu.


                                                            Aleja starych drzew w parku zdrojowym w Połczynie Zdroju        fot. Joanna Lisiecka
 Cała historia ludzkości związana jest z drzewami. Od zarania dziejów karmiły, ogrzewały, leczyły, dawały schronienie, budulec, życie. Nie tylko nam, ludziom, jeszcze tysiącom innych organizmów żywych.

 Motyw drzewa w literaturze, sztuce, legendach jest bardzo często używany. Czy gdyby ktoś pokusił się
o dokonanie zestawienia wszystkich światowych utworów literackich, dzieł sztuki, przypowieści, przysłów opowiadających
o drzewach, to starczyłoby jednego ludzkiego życia? Śmiem wątpić.

Tylko w naszym kraju przykładów mamy bez liku, jak moje ulubione chociażby: lipa Kochanowskiego, baobab nazwany Krakowem przez Stasia w "Pustyni i w puszczy" Henryka Sienkiewicza, czy dąb w "Byłeś jak wielkie stare drzewo..."
w wierszu K. K. Baczyńskiego.
A w malarstwie Wyczółkowskiego, Fałata, Wyspiańskiego? To prawdziwe perełki.


                                                                                                             Drzewo w polskim krajobrazie    fot. Joanna Lisiecka

Mój zachwyt drzewami trwa od wczesnego dzieciństwa. Myślę, że one po prostu mnie "zaczarowały". Może dzięki temu, często byłam w stanie im pomóc. Żartuję czasami, że one do mnie mówią, opowiadają swoją historię. Jakże miłe jest dla mnie, gdy spotykam na swojej drodze równie mocno "zaczarowanych" ludzi. Jakoś zawsze zauważę ludzką troskę czy miłość okazaną drzewom, ale okrucieństwo niestety też.



                                                                                       z troską....    fot. Joanna Lisiecka
                                                                                z bezdusznością...      Bydgoszcz - centrum           fot. Joanna Lisiecka


Jeśli nie mamy możliwości czynnego udziału w święcie Dzień Drzewa a jest ono nam w jakiś sposób bliskie, to możemy włączyć się inaczej. Na przykład zwracając uwagę dzieciakom, które wyłamują gałęzie drzewom przy osiedlowej piaskownicy, albo zanosząc makulaturę do szkoły, dzieciaki się ucieszą bo rywalizują ze sobą kto więcej zebrał. Albo sadząc jakąś roślinę we własnym ogrodzie, bo mimo, że to prywatna ziemia to przecież i tak należy do tej planety. Pomysłów może być wiele, na pewno warto pamiętać o tym święcie, a o posadzonych drzewach nie zapominać.

środa, 8 października 2014

Dlaczego jesień kolorowa i czego boją się drzewa?



  Piękna, słoneczna pogoda tej jesieni pozwala nacieszyć się kolorowymi roślinami do syta. Stać pod drzewem i patrzeć jak przez czerwone liście prześwituje słońce, to jak patrzeć na rubiny.




                                                                     winobluszcz pięciolistkowy w jesiennej odsłonie                  fot. Joanna Lisiecka


W procesie projektowania ogrodu zawsze myślę jak też on będzie wyglądał w drugiej połowie roku. Jeśli ktoś bardzo, ale to bardzo upiera się tylko przy roślinach iglastych, to skazuje się automatycznie na monotonię swojej posesji przez cały rok. Cóż, o gustach się nie dyskutuje, ale o zasadach projektowania już tak. A jedną z bardziej elementarnych zasad jest wprowadzenie roślin, które podkreślą następujące po sobie pory roku, stając się symbolem upływającego czasu, przemijania, ale też powtórnych narodzin.



                                                               wykonany przeze mnie wazon w jesiennej aranżacji                  fot. Joanna Lisiecka
 

Kiedy tak zachwycam się kolorowym, jesiennym spektaklem, pojawia się myśl, że to, czego nauczyłam się wiele lat temu, dziś jest już nieaktualne, albo zupełnie zmienione albo wręcz szkodliwe. Chociażby te kolorki jesienne. Moja cudowna encyklopedia przedstawiała sprawę prosto i logicznie.
 Otóż we wrześniu dzień  staje się coraz krótszy, spadają temperatury, fotosynteza (czyli podstawowe funkcje życiowe) jest coraz bardziej utrudniona. Czas przygotować się do zimy. To normalne przystosowanie ewolucyjne.
Z liści drzewo wycofuje najcenniejsze substancje do pnia i korzeni - robi zapasy, chlorofil w liściach się rozkłada i zaczyna ujawniać się żółty barwnik (karotenoidy), który tam już był, rozpoczyna się produkcja czerwonego barwnika (antocyjaniny). Do liści drzewo przestaje dostarczać wodę, a u nasady ogonka liściowego produkuje tkankę oddzielającą. Teraz wystarczy lekki podmuch wiatru i chodzimy po kolorowym dywanie. Tak w skrócie opisywała nauka proces jesiennego wybarwienia liści do końca XX wieku.


                                                                                                               bukowy las jesienią                   fot. Joanna Lisiecka


 Jednak w 2000 roku, słynny, brytyjski biolog ewolucyjny William Donald Hamilton ogłosił wyniki swoich prac. Zmieniły one dość znacznie dotychczasowe myślenie o jesiennych procesach w przyrodzie.

Otóż produkcja czerwonego barwnika w liściach stanowiła punkt wyjścia dla jego badań. Bo skoro drzewo kończy okres wegetacyjny w danym roku, wycisza swoje funkcje życiowe, to dlaczego podejmuje produkcję czegokolwiek? To przecież zawsze jakiś wysiłek, tym bardziej niezrozumiały, że przecież liście z wyprodukowanym barwnikiem zaraz opadną. Dlaczego więc drzewa to robią?
Według teorii naukowca, drzewa chronią się w ten sposób przed inwazją szkodników, które składają na nich jaja. Wiosną, gdy z jaj wylęgną się larwy będą żerowały na drzewie. Jaskrawy kolor czerwony oraz żółty ma więc odstraszać szkodniki.
Teoria nie jest przekonywująca, bo przecież nie wszystkie drzewa się przebarwiają a te przebarwione i tak potrafią mieć całe kolonie mszyc w następnym roku.

Coś w tym musi jednak być, skoro naukowiec o takiej renomie ogłasza swą teorię światu.
Obecnie wszyscy badacze zgadzają się co do jednego: drzewa zmieniają kolor bo się czegoś boją. Nie wiedzą tylko czego, szkodników, nadmiernego nasłonecznienia? Badania w toku.


Cóż, to trochę irytujące, że w XXI wieku nie wiemy takich, wydawałoby się, podstawowych rzeczy o przyrodzie. Gdy w parku gdzieś dziecięcy głosik pyta mamę:
- a dlaczego te liście są takie czerwone jak były zielone?
to myślę o odpowiedzi, jakiej należałoby udzielić. Niestety, nie wiemy dlaczego. Wiemy dokładnie co się dzieje w tkankach liści, w drzewie, ale wciąż nie wiemy dlaczego?

Cokolwiek naukowcy ustalą, my jak rokrocznie poddamy się zachwytowi nad tym niesamowitym, barwnym spektaklem jesieni.


                                                                                                                    w bukowym lesie                  fot. Joanna Lisiecka

P.S.
Pamiętajmy o podlewaniu ogrodu a szczególnie iglaków. Ten rok jest wyjątkowo suchy.


Moja cudowna  "Wielka Encyklopedia Drzewa i krzewy" pod redakcją J. H. Reichholfa i G. Steinbacha, Muza SA W-wa 1998.

niedziela, 5 października 2014

Sztuka ziemi nad morzem.

                                                                                                          Sztuka ziemi na plaży        fot. Joanna Lisiecka


Może zbyt szumnie nazywam kompozycję, która niespodziewanie wyrosła na plaży w miejscu, do którego już niewielu turystów dociera. Ale dla mnie to bardzo ciekawy przykład spontanicznego land artu.
W promieniu kilkuset metrów nikogo nie ma, możemy więc swobodnie wszystko obejrzeć i sfotografować.


                                                                                                                           Land art nad morzem fot. Joanna Lisiecka


Materiały do kompozycji pochodzą z plaży, to nie ulega wątpliwości, skąd jednak szufelka, i to w tak cudownie kontrastowym kolorze?
Autor/autorzy zadali sobie sporo trudu, aby zgromadzić tak urozmaicony zespół elementów.
Pierwsze wrażenie jest takie, że nie zostały poddane wartościowaniu. Wszystko, absolutnie wszystko co znaleźli było materiałem artystycznym. Plastikowe sznurki są jednakowo ważne jak drewno, wyblakłe od słońca i soli morskiej. Plastikowe butelki równie istotne jak pióra mew.
Cała kompozycja ma swój rytm, dominanty kolorystyczne, układy pionowe i poziome świadomie zaplanowane.


                                                                                                                                                                   fot. Joanna Lisiecka




                                                                                                fot. Joanna Lisiecka




Nie jestem w stanie ukryć, że całość w jakiś przewrotny sposób mnie fascynuje. Jej wielkość dodaje specyficznego klimatu, to instalacja wysoka na jakieś dwa metry i rozciągnięta na cztery.
Rytmy, kontrasty, zmienność faktury, kolory, tu jest wszystko.



                                                                                              fot. Joanna Lisiecka


Land art czyli sztuka ziemi pojawiła się w sztuce w latach 60-tych XX wieku, aby 10 lat później być już szeroko znaną
i uprawianą dziedziną sztuki na całym świecie. Wywarła swoje piętno na architekturze, na sposobie zakładania terenów publicznych i ogrodów.

To specyficzna działalność artystyczna. Wykorzystuje jako materiał twórczy elementy naturalne, pochodzące z ziemi: kamień, gleba, kamienie, gałęzie, rośliny lub ich części, cokolwiek wyda się interesujące danemu artyście.






Przekształcenie istniejącego krajobrazu to drugie oblicze land artu. Instalacja może być wykonana w piasku czy śniegu, jest wówczas tak ulotna, że jedynym jej śladem jest fotografia. Może być wykonana sztucznie, jak najsłynniejszy przykład na świecie, "Spiral Jetty" Roberta Smithsona jako przekształcenie istniejącego krajobrazu naturalnego.





Spirala powstała w USA w stanie Utha nad brzegiem Wielkiego Słonego Jeziora, ma 500 m długości i zużyto do jej budowy 6 tys. ton kamieni i ziemi. Robi wrażenie.

Tym, którzy wykonali konstrukcję na plaży szczerze gratuluję, a wszystkich innych namawiam na zabawę w land art, na spacerze, w ogrodzie czy parku. Dzieciaki to uwielbiają, spontanicznie wyczuwając o co chodzi. Myślę, że dla wszystkich może być to wspaniały sposób na aktywne spędzenie czasu.